27 września 2020, 19:10
Wśród wielu kultur obecnego Lubuskiego bodaj najbardziej egzotyczną jest kultura łużycka. Łużyce to kraina, której skrawek lokuje się w południowo-zachodniej części regionu. Pozostałością tej kultury jest język, rozumiany i używany przez garstkę zgermanizowanych Zachodnich Słowian, którzy we wczesnym średniowieczu zasiedlali tereny rozciągające się od Odry do Łaby. Ta garstka, to ok 60 tysięcy dawnych enerdowskich Niemców, którzy mimo setek lat germanizowania zachowali ów tajemniczy swojsko brzmiący język. Zapewne językiem tym porozumiewali się dawni Lubuszanie mieszkający na południu naszego województwa, jeszcze 200 lat temu. Bardzo prawdopodobne, że właśnie tym językiem porozumiewano się na wsiach otaczających tak Berlin, jak i Zieloną Górę zanim prusacy zaczęli realizować politykę germanizowania dawnych słowiańskich ziem. Dzisiaj językiem tym posługują się mieszkańcu okolic Cottbus, zwanego w języku łużyckim Chociebużem. I w zasadzie o tym języku będzie ta anegdota. A przy okazji o jednym przedstawicielu tej znikającej kultury.
Tym przedstawicielem jest Miklawusch, albo Mikławš, albo Miklawuš Jakubica, albo zlatynizowany Nicolaus Jacob vel Nicolaus Jacubiky, sławny tym, że w 1548 roku przetłumaczył na język łużycki z niemieckiego Nowy Testament. Niewiele o nim wiadomo. Był prawdopodobnie protestanckim pastorem i kojarzony jest z okolicami Żar. Niewykluczone jednak, że jest identyczny z Nicolausem Kubike czy Kubke, o którym w 1524 r. wspomniano jako ewangelickim kaznodzieją w Laubnitz, czyli dzisiejszych Lubanicach. Mógł być też kaznodzieją Jakobem z Linderode, które dzisiaj nazywane są Lipinkami Łużyckimi, o którym kroniki wspominają w 1540 roku. Być może chodzi o Nikolausa Jakobi, który był prawdopodobnie proboszczem w Linderode w latach 1553-1556. Jak widać los naszego bohatera ginie, jak to się mówi w pomroce dziejów.
Co ciekawe, badaniem kim był i skąd pochodził, gdzie mieszkał nasz bohater, czyli Nikolaus Jakokubica zajmują się nie historycy, jak można by się spodziewać, ale filolodzy. To oni badając językowe ślady próbują ustalić tożsamość autora owego tłumaczenia. Z ich badań można doczytać, między wierszami rzecz jasna, że polityka cenzurowania i celowego eliminowania ze zbiorowej pamięci, jaką realizował żywioł germański od wieków na podbitych przez siebie terenach, dzisiaj stwarza wrażenie, że niemieckie terytorialne nabytki od setek lat są rdzennie niemieckie. Dzisiaj efektem tej polityki są bariery w poznaniu prawdziwej historii tak Łużyc jak i Lubuskiego, a także życiorysów bohaterów słabo pasujących do germanofilskiego przekazu propagandowego.
Nikolaus, bez wątpienia, swoją działalnością angażował się w reformację na pograniczu śląsko-łużyckim. Obie wsie, z nim związane, Lipinki Łużyckie i Lubanice, należały w owym czasie do kanoników regularnych z Żagania, których opatem był znany z zaprowadzenia luteranizmu w Zielonej Górze, Paul Lambert, uczeń i dobry znajomy Marcina Lutra. Wśród kanoników, których kształcił Lamberg wymieniany jest brat (jako brat zakonny) Mikołaj, który może być naszym Miklawuschem. Badacze sugerują, że Miklawusch może mieć związek z mieszczańską rodziną Jakobów ze Szprotawy, z której pochodził pisarz i znawca pszczelarstwa.
Tłumaczenie Miklawuscha, liczące ponad 650 stron, jest jednym z najstarszych i jednocześnie najbardziej obszernych zabytków językowych tego ginącego języka słowiańskiego, jakim jest język dolnołużycki. Według ustaleń językowych, centrum gwary dolnołużyckiej znajdować się mogło w okolicach Żar. Gwara ta ulegała wpływom języków górnołużyckiego, polskiego i czeskiego. Rękopis odnaleziony na początki XIX wieku w zbiorach Biblioteki Królewskiej w Berlinie przez warszawskiego slawistę Andrzeja Kucharskiego, świadczy o przygotowaniach do druku, który z nieznanych powodów nie nastąpił. Badacze sugerują, że Martin Luter pogardzał Słowianami i skłonny był do ich germanizowania za pomocą Biblii. Stąd tłumaczenie uznał za szkodliwe dla misji niemczyzny na słowiańskich terenach. Dzieło zawiera rysunki roślin i zwierząt i jest najprawdopodobniej pierwszym tłumaczeniem z języka niemieckiego Biblii Lutra.
Zarówno dzieło, jak i sama postać tłumacza stały się na przełomie wieku XX i XXI powodem ożywionej dyskusji językoznawców i historyków. Analizie poddawane są zapiski kronikarskie dotyczące potencjalnych miejsc pobytu Miklawuscha, jak również samo tłumaczenie. Wnioski z tych analiz niczego w zasadzie nie wyjaśniają. Świadczą natomiast o nadzwyczaj zagmatwanej historii tego skrawka Europy. Gdzieś w dalekim tle rozważań naukowców wyczuć można wibracje politycznego i ideologicznego motoru owego zagmatwania. A oto fragmenty rzeczonych rozważań.
W latach 60 XX wieku profesor Schuster-Šewc, slawista, uczony niemiecki pracujący na uniwersytecie w Lipsku, ponownie zagłębił się w rękopis Jakubicy i doszedł do wniosku, że autor pracował w Lubanicach od 1523 do 1525 roku, ale analiza językowa dokumentu wskazuje na wschodnio-dolnołużycki dialekt użyty w tłumaczeniu, używany prawdopodobnie na zachód od Żar i Lubska, który zawiera wtręty z dialektu muskau. Ponadto można w tekście wykryć zachodnie wpływy dolnołużyckie oraz silne nacieki czeskie i górnołużyckie. Z tego też powodu, co bardzo prawdopodobne, Jakubica po krótkim okresie pobytu w Lubanicach, nad tłumaczeniem pracował w parafii zamieszkałej przez ludność górnołużycką. Według profesora Schuster- Šewca tym miejscem jest miasteczko Wittichenau, leżące 25 km na północ od Budziszyna. W uzupełnieniu swoich tez Profesor Schuster-Šewc dodał, że Jakubica mówił w dolnołużyckim dialekcie wschodnich Dolnych Łużyc. Lubanice należące do wendyjskiego, czyli słowiańskiego, obszaru etnicznego, potrzebowały kaznodziei władającego lokalnym językiem. Jest prawdopodobne, że młody Jakubica najpierw pracował jako pastor w pobliżu miejsca urodzenia. Nicolaus Kubike lub Kupke jest znany jako pierwszy ewangelicki kaznodzieja w Lubanicach, a zatem skoro imię Kupkego (Nikolaus) zgadza się z imieniem Jakubicy, chodzi o tego samego kaznodzieję.
Neguje te ustalenia slawistka Doris Teichmann, z uniwersytetu w Potsdam. Zarzuca profesorowi Schuster-Šewcowi niespójność i brak dowodów potwierdzających jego ustalenia. Doris Teichmann potwierdza jednak, że Jakubica jest tożsamy z pierwszym luterańskim kaznodzieją w Lubanicach o imieniu Jakob, którego nazwisko nie zostało zapisane w kronikach, a także z osobą pastora Nikolausa Jakobi, który pełnił urząd w Lubanicach w latach 1556-1563. Według tej uczonej Jakubica pochodził ze Szprotawy, gdzie w dokumentach był kilkakrotnie wymieniany jako Nikolaus Jakob. Nadto wśród mężczyzn wymienionych jako zakonnicy w klasztorze w Żaganiu w roku 1524 figuruje Mikołaj, którego nazwiska nie udało się ustalić, a który rok później znika z wykazu braci zakonnych. Mógł to być zatem jeden z 15 zakonników, którzy odeszli z klasztoru wraz z opatem Paulem Lembergiem i przeszli na luteranizm. Początkowo ten były mnich mógł zostać mianowany kaznodzieją w Lubienicach i zapisany jako Kupke vel Kubike. Po krótkim pobycie w Lubanicach nasz Jakob udał się w 1525 roku do sąsiednich Lipinek Łużyckich, aby zastąpić ostatniego księdza katolickiego Johannesa Haugwitza. Jakubica, według tej koncepcji, przetłumaczył Nowy Testament na łużycki w swoim rodzinnym mieście, którym była Szprotawa, o czym zaświadczają znaki wodne papieru użytego do rękopisu.
Zapytany w roku 2000 roku prezes Maćicy Serbskiej (Serbskiej Macierzy) doktor Mĕrćin Völkel, dlaczego jego Towarzystwo Naukowe postawiło kamień pamiątkowy ku czci Miklawuscha Jakubica właśnie w Lubanicach, mimo że jego tłumaczenie nie mogło zostać tam zrobione, a jego działalność kaznodziejska w tej miejscowosci jest nieudowodniona, odpowiedział, że Jakubica był pastorem w Lubanicach, a inskrypcja nic nie mówi o tym, że przetłumaczył w Lubanicach Nowy Testament.
Jeszcze inne zdanie ma Hartwig Benzler, regionalista związany rodzinnie z Lubanicami. Stwierdza, że wobec bardzo skąpych informacji, nic w życiorysie Miklauscha nie jest 100% pewne. Przeprowadził w tej sprawie własne śledztwo. Doszedł w nim do następujących wniosków. W Lubanicach w 1523 roku nie było potrzeby osadzania w tutejszej parafii kaznodziei ze znajomością języka wendyjskiego (czyli łużyckiego). Nadto jest pewnym, że pierwszy ewangelicki kaznodzieja w Laubnitz, Nikolaus Kubike, Kubke czy Kupke, został powołany przez patrona Hieronima von Bibersteina z polecenia lub przynajmniej po konsultacji z opatem kanoników z Żagania, Paulem Lembergiem. Nie jest pewne, skąd pochodził Kupke i co się z nim stało po pracy w Lubanicach. Ale jest mało prawdopodobne, aby Kupke był mnichem w klasztorze augustianów w żagańskim przed objęciem parafii w Lubanicach. Tamtejsi mnisi przeszli na luteranizm dopiero w 1524 roku, czyli rok po nominacji Kupkego. Nie ma też żadnych dowodów na tożsamość Miklawuscha Jakubica i Nicolausa Kupke poza pewnym podobieństwem nazwisk. Kupke nie znał języka łużyckiego, a relacja historyczna, że to on sam wyrąbał siekierą ogromną lipę kościelną Lubanicach, przemawia raczej przeciwko jego tożsamości z Jakubicą, który był raczej człowiekiem ducha. Innym argumentem przeciwko łączeniu tych dwóch tożsamości, jest to, że Jakubica datuje swój rękopis na 1548 roku, Podczas gdy Kupke piastował urząd 25 lat wcześniej.
Hartwig Bunzler podważa też ustalenia lingwistów, co prawda nie wiadomo na jakiej postawie, ale nie będziemy się tu wdawać w niuanse rozważań jaka gwarą języka łużyckiego, którą posługiwał się Jakubica i czy znał ją od dzieciństwa, czy jedynie był uzdolniony językowo oraz jakie znaczenie w tych rozważaniach ma znajomość języka czeskiego, czego ślady można znaleźć w tłumaczeniu. W każdym razie według Bunzlera, wykluczone jest szprotawskie pochodzenie naszego tłumacza. Tam dominował żywioł niemiecki i nikt podobno nie mówił po łużycku. Lubanice nie wchodzą zatem w grę jako miejsce działalności Jakubicy.
Należałoby zatem uwagę skierować na Lipinki Łużyckie, gdzie wzmianki historyczne mówią o Wendenkapelle, czyli kapliczce łużyckiej. Jakubicę nie trudno utożsamić z pierwszym kaznodzieją Lipinek Jakobem, chociaż jego imię nie jest znane. Nie jest też jasne, dlaczego Jakubica ukończył swoje tłumaczenie dopiero 8 lat po opuszczeniu Lipinek Łużyckich. Nie jest też jasne, w jaki sposób Jakubica zdobył niewątpliwie dobrą znajomość języka czeskiego. Językoznawcy się spierają, czy studiował gdzieś na czeskim uniwersytecie, czy nauczył się języka od czeskich osadników.
Odrębną kwestią jest kwestia zaniechania druku i kto ocalił rękopis przed ostatecznym zniszczeniem, oraz to jak trafił on do Berlina. Bunzler przypuszcza, że rękopis mógł trafić do brandenburskiej części Niederlausitz (Cottbus-Peitz), skąd na rozkaz Wielkiego Elektora Fryderyka Wilhelma z drugiej połowy XVII wieku został skonfiskowany i jak wszystkie inne świadectwa pisane w językach słowiańskich zesłano do archiwum, a tym samym do publicznej niepamięci
Ostatnie wendyjskie ślady z nazistowską zaciekłością zacierali Niemcy po 1933 roku. Germanizowali nazwy tysięcy lubuskich wiosek. Z map zniknęły wszystkie miejscowości z dodatkiem „wendisch” lub „polnisch”. Zniemczono wszystkie nazwy, w których Niemcy mogliby dosłyszeć zapomniany już język tubylców. Dołożono wszelkich starań, aby nawet w lokalnych nazwach nie pozostały ślady po historycznej prawdzie. Nazwy historyczne są bowiem najtrwalszym świadectwem pozostawionym przez pierwotnych osadników. Świadkiem, który często trwa tysiącleciami. Lecz nie wszystko da się zakłamać. Niektóre nazwy są tak silnie historycznie osadzone, że nie da się ich zamienić, jak „Polnisch Kessel” na „Alt Kessel”, którą to nazwę po hitlerowskich Niemczech odziedziczył Stary Kisielin.
Niech nas zatem nie dziwi, że dzisiejsza stolica Niemiec brzmi tak słowiańsko. Została wszak zbudowana przez Słowian, zanim tam zjawili się germanie. Jakubica odkryty w berlińskim archiwum uzmysławia, jak trudno jednak prawdę historyczną całkowicie podporządkować nacjonalistycznej ideologii.